Chantal Goya świętuje swój jubileusz: „Publiczność jest moją rodziną”

Piosenkarka wystąpi w niedzielę dwukrotnie przed wypełnioną po brzegi publicznością, w sumie przed 7000 fanów, w Palais des Congrès w Paryżu, jej ulubionym miejscu, w którym dała ponad 450 koncertów.
Śpiewasz dla trzech pokoleń dzieci od 1975 roku. Jak wspominasz swoją karierę?
Wszystko wydarzyło się tak szybko, że nie mogę w to uwierzyć. Miałem dużo szczęścia. Razem z Jean-Jacques'em (Debout, jej mężem, przyp. red.) stworzyliśmy salę muzyczną dla dzieci. Miał wyobraźnię, jakiej ja nie mam. Bez niego postać Marie-Rose nigdy by nie zaistniała. Gdybym nie poznał Jean-Jacques'a, nigdy nie podjąłbym się tej pracy.
Jak zostałaś piosenkarką?
10 maja 1975 roku Jean-Jacques Debout zwrócił się do mnie z krótką prośbą o zastąpienie Brigitte Bardot, która była chora i miała wystąpić w programie Maritie i Gilberta Carpentier. Napisał dla mnie piosenkę „Goodbye Pretty Scarves”. Po tym koncercie nikt nie chciał nagrać płyty, ale w końcu się udało. Sprzedaliśmy ich milion! Brigitte Bardot zawsze przynosiła mi szczęście. Dała mi wiele rad. Pewnego dnia Barbara (piosenkarka) powiedziała mi: „Ludzie będą się z ciebie naśmiewać, ale będziesz musiała się trzymać. Widzisz, wszystkie te małe dzieci, które tu są, pewnego dnia zostaną mamą i tatą, wrócą ze swoimi dziećmi, a ty staniesz się instytucją”. Nie podążam za modą w mediach, ale najlepszym radiem jest radio papa-maman.
Czy nie żałujesz, że nie zrobiłeś kariery w filmie?
W tamtym czasie chciałem zostać reporterem wojennym, a nie artystą! Jean-Luc Godard chciał mnie w „Masculin Féminin”. Nie poszło to najlepiej, bo powiedziałam mu, że nikogo nie całuję i nie bawię się nago. Mimo wszystko dokończyłem film, na swoich warunkach. Powiedział mi: „Nigdy nie będziesz gwiazdą!” Odpowiedziałem: „Nie obchodzi mnie to. Mam Vedette w domu, moją pralkę!”
Często jesteś krytykowany i nawet wyśmiewany. Jak to odbierasz?
W ogóle mnie to nie obchodzi! Jestem ceratą, po której wszystko się ślizga! To jest moja siła. Mam bardzo silny charakter, podobnie jak moja matka. Więc będę się bronić całe życie!
Czy znasz tremę?
Wcale nie, wręcz przeciwnie. Każdy występ jest dla mnie świętem i jestem bardzo szczęśliwy. Wiesz, społeczeństwo jest moją rodziną. Kiedy idę odwiedzić kogoś z mojej rodziny, jestem najszczęśliwszy. Jestem wzruszony tą rocznicową trasą koncertową. Ale powstrzymuję się od płaczu, bo w przeciwnym razie wszyscy będą płakać.
Jak będzie wyglądała Wasza rocznica na scenie w Paryżu i podczas trasy koncertowej?
Towarzyszyć mi będzie dwunastu tancerzy i dziesięcioro dzieci. Będzie to mieszanka moich najważniejszych programów, „The Flying Shoe”, „The Marvelous Planet”, „The Mysterious Journey” i „The Strange Case of the Haunted Castle”. Jean-Jacques napisał dla mnie dwie nowe piosenki: „50 ans d'amour” i „Ainsi”, które w trzy minuty opowiadają historię mojego życia.
Co powiesz swojej publiczności?
Nie wiem, jak mu dziękować, że pewnego dnia wybrał mnie, by spełnić jego marzenie, przekazując je swoim dzieciom i wnukom. Przedstawienie odbywa się także w pokoju: dzieci przychodzą przebrane za króliki, Kota w butach lub Bécassine i zapraszam je na scenę. To cudowne!
10 czerwca będziesz obchodzić swoje 83. urodziny. Czy myślisz o emeryturze?
Znam tylko pochód z pochodniami! Jeszcze nie skończyłem! Mam tyle pomysłów w głowie. Zawsze miałem zapał i mam szczęście, że cieszę się dobrym zdrowiem. Moje 25-letnie tancerki pytają mnie, jak to robię, bo mam tyle samo lat, co ich babcia. Nie chcę umierać na scenie, żeby nie doprowadzać małych dzieci do płaczu.
Nice Matin